Poranki bywają mroźne, wkładam lekki wełniany płaszcz, kasztany w kieszeniach, kluczyki w dłoni. Wybiegam z domu w popłochu, żałując, że włożyłam świeżo- wyprane białe trampki, bo znowu pod szkołą kałuże wielkości Balatonu, zaczęło padać (chociaż prognoza obiecała, że będzie słońce). Właściwie to nie mogę powiedzieć, że nie lubię poniedziałków, ale czasem bywają szalone. Mam półtorej godziny, na przyjęcie nowej dostawy i wysyłki, zanim inne obowiązki przejmą pałeczkę. Długa lista rzeczy do ogarnięcia.
Sporo latam teraz po Warszawie, więc moje stroje to często połączenie typowego stylu „homewear” z czymś, co sprawi, że całość nabierze bardziej miejskiego klimatu. Podstawą są wygodne buty i torebka, która pomieści wszystkie moje szpargały. Poniedziałki mi niestraszne :). Ostatnio dzieje się tak wiele, że przeprosiłam się z kalendarzem. Może to nieco staroświeckie, ale wolę ten papierowy niż zapisany w chmurze.
Workery w małym damskim rozmiarze
Od jakiegoś czasu bardzo unikam podawania Wam dokładnej daty premiery konkretnych produktów w Femmishu małe buty damskie – niestety często jest tak, że coś Wam obiecam, a z niezależnych ode mnie przyczyn wydłużają nam się okresy produkcji i muszę przed Wami świecić oczami. Tym razem wiem, że już w tym tygodniu pojawi się kolejna tura workerów w rozmiarze 34. Wiem, że wiele z Was czeka na ich dostawę.
Workery będą zamszowe. To nieoczywiste co powiem, ale gdy przychodzą chłodne dni, uwielbiam zamsz. Mam wrażenie, że dzięki swojej nieco włochatej strukturze jest jak ciepły sweter, który otula stopy, które są najmniej przygotowane na jesienne chłody. Zamszowe workery w połączeniu z oversizowym czytaj wygodnym płaszczem, stworzą zestaw, który w tym sezonie jest bardzo odświeżający.
Nabieram coraz większej ochoty, aby chwycić aparat w rękę i pobiegać po mieście, z walizką pełną botków z nowej kolekcji femmishu małe buty damskie.
Dni mijają mi coraz szybciej i to właśnie dlatego nie miałam na to ostatnio czasu. Sierpień, wrzesień, mrugnięcie oka i nim się obejrzałam już październik. Jedynie kilka wolnych dni podczas wyjazdów, męczyłam moją rodzinę milionami zdjęć. Pracowite dni pędzą jak szalone i czasem brakuje mi dodatkowej ręki. Innym razem z premedytacją zostawiam wszystko na potem, aby ruszyć z moją bandą na kasztany albo zrobić gofry z bitą śmietaną i ostatnimi w tym sezonie malinami. Piszę o tym trochę z dumą, bo parę lat temu pewnie dostałabym wysypki na myśl, że nie wszystko mam dopięte na ostatni guzik. Dziś priorytety trochę się przeformułowały i wolę, aby codzienność była wesoła, a nie perfekcyjna.
Ciekawa jestem jak wyglądają Wasze poniedziałki
Agnieszka
Asiu, pięknie to napisałaś "aby codzienność była wesoła, a nie perfekcyjna". Muszę sobie to przypomnieć gdy jak zwykle będzie mi brakować czasu na wszystkie zaplanowane (i nieplanowane) sprawy. Dziękuję :)